Nie uwierzycie! Nigdy nie myślałam, że mi się to przytrafi.
Nigdy nie mów nigdy.
Uwielbiam meble „z duszą”. To, że mają swoją historię to
jedno. Jednak jak zastanowić się nad tym dłużej, to opowiadają nam niezwykłe
dzieje losu ludzi.
Dzisiaj historia nie o meblach lecz „o dywaniku”.....
Wczesną wiosną kiedy śniegi topniały pojechałam z mężem na
wschodnie rubieże Polski – na Polesie. Ten sam kraj, ale inny obyczaj. Na
zapomnianych wsiach ludzie żyją biednie, ale obowiązuje żelazna zasada „Gość w
dom, Bóg w dom”. Więc gościnie nie było końca do tego stopnia, że zaczęły nam
się mylić kierunki naszego świata poczciwego i idąc do toalety lądowaliśmy w
ogrodzie na zaśnieżonym trawniku. Można pisać o tym bez końca. Pojechałam
jednak w innym celu – chciałam zobaczyć jak ludzie żyli dawniej, bo tam
historia przeplata się z rzeczywistością bardzo mocno. Często na jednym
podwórku stoją dwa domy – jeden nowy i współczesny, a ten drugi…..I tu się
rozmarzyłam – ten drugi bajkowy. Mam świadomość, że nie sposób żyć w skansenie.
Jednak żyć, a przeżywać to dwie zupełnie różne sprawy.
Stało się. Weszłam do kilkusetletniego domu i zupełnie się
zatraciłam. Dom był umeblowany – na meblach bardzo stare tkaniny i narzuty, a
na klepisku dywanik. Oj, cuda, cudeńka…..
Gdy moje oczy napawały się tym widokiem, nozdrza pradawnym
zapachem to i na uszy przyszedł czas. Historia tego miejsca popłynęła wartkim
strumieniem. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znalazłam się w
XVIII wieku. Siedziałam na skrzyni z dywanikiem pod nogami słuchałam z zapartym
tchem o dziejach ludzi mieszkających w tym domu.
Powstanie styczniowe – i na moich kolanach ląduje kożuch z
tamtego okresu używany przez praojca domu. Napisałam – używany- bo ta ogromna,
dobrze wyprawiona skóra służyła ludziom za rzecz często ratującą życie. Śpiąc w
lesie owijali się w kożuchy i pomimo siarczystego mrozu nie zamarzali, było im
ciepło.
A potem kolejna historia i kolejna….. o prapraprababci
Anieli, która tkała narzuty i dywaniki. Taka samorodna artystka ludowa. Za dnia
obowiązki matki i gospodyni, a nocą tkanie, aż do utraty wzroku. Bo przecież
oświetlenie przed wiekami było raczej żadne.
Jaką trzeba mieć pasję i miłość do piękna, aby w biedzie i
niedostatku siedzieć nocami i tworzyć z niepotrzebnych gałganków rzeczy służące
ozdobie. Rzeczy, które były tak solidnie wykonane, że istnieją do dzisiaj i
cieszą oko.( dywanik jest w „od kuchni”)
Takie historie uczą i wzruszają. Powodują, że chce się
chcieć zrobić coś trwałego, pięknego i dobrego. Przypominają nam, że nie samą
konsumpcją żyje człowiek, a akt tworzenia pozwala zapomnieć nam o kłopotach
dnia codziennego.
Myślę, że to był jeden z powodów dla którego powstawały
takie cuda :)
Ciepłe pozdrowienia z zachmurzonego Gdańska - Iwona
Ciepłe pozdrowienia z zachmurzonego Gdańska - Iwona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz